Jadłodzielnia na osiedlu Tysiąclecia

Otwarto już drugą krośnieńską jadłodzielnię. Chęć niesienia pomocy, szczególnie w trudnych czasach, jest czymś szczególnie dobrym i szlachetnym. Prawdopodobnie w Krośnie będą cztery miejsca, w których można dzielić się jedzeniem. 

14. listopada, w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza otwarto drugą krośnieńską jadłodzielnię. Nowy punkt będzie działać we współpracy z Polskim Komitetem Pomocy Społecznej. Już wkrótce miasto planuje otworzyć kolejne miejsca, w których osoby potrzebujące będą mogły skorzystać z ofiarności innych. – Już wkrótce zostanie uruchomiona podobna placówka na os. Grota – Roweckiego. Rozważane są również kolejne lokalizacje – wspominał na otwarciu Bronisław Baran – Zastępca Prezydenta Miasta.

W organizację jadłodzielni zaangażowane zostały, obok organizacji pozarządowych pełniących rolę „opiekunów” poszczególnych placówek, szkolne koła wolontariatu oraz mniejsze organizacje pozarządowe. Nawiązano również współpracę z działającymi w sąsiedztwie sklepami, w których kupujący mogą pozostawić produkty, które następnie trafią do jadłodzielni. Mogą także sami dostarczyć produkty do poszczególnych placówek.

– Analizując sytuację, w której koszty utrzymania stale rosną, mając na uwadze osoby, którym coraz trudniej jest się utrzymać, chcemy uwrażliwić krośnian na pomoc osobom potrzebującym. Jadłodzielnie są jednym ze sposobów, w jaki możemy to robić, jednocześnie umożliwiając osobom chętnym włączenie się w tą pomoc – mówił Bronisław Baran.

Mając doświadczenie kilkutygodniowej działalności jadłodzielni na osiedlu Markiewicza, pracownicy urzędu i przedstawiciele organizacji pozarządowych proszą o odpowiedzialne korzystanie z tych miejsc.

– Jadłodzielnie przeznaczone są dla osób chcących pomóc i potrzebujących tej pomocy. Tymczasem obserwujemy niepokojące zdarzenia w których produkty są zabierane w znacznej ilości przez osoby, które nie konieczne tej pomocy potrzebują – mówią pracownicy Urzędu Miasta. Efekt jest taki, że osoby naprawdę potrzebujące odchodzą z pustymi rękami.

Podczas otwarcia jadłodzielni zadaliśmy kilka pytań, właśnie w związku z “niepokojącymi zdarzeniami”. Po pierwsze: skąd pomysł, żeby przyjąć właśnie takie rozwiązanie. Bronisław Baran poinformował, że w związku z wzrostem kosztów życia mieszkańców analizowano sytuację, odbyły się spotkania w Urzędzie Miasta, dotyczące “działań osłonowych”. Jednym z nich są właśnie “Jadłodzielnie”. Spotkania odbywały się w gronie urzędników i kilku organizacji pozarządowych, które zostały wybrane do rozmów. – To była moja decyzja – powiedział Bronisław Baran. 

“Przynieś żywność, której nie możesz sam zagospodarować”?

“Jadłodzielnie” powstające w Krośnie, sposób odbioru żywności i regulamin mają zapożyczony, czy wręcz skopiowany z działań sieci “foodsharingu” (dzielenia się jedzeniem). To jednak nie jest to samo, co wsparcie dla potrzebujących. Czym różni się ”foodsharing” od dobroczynności? Niemal wszystkim. Celem ”foodsharing-u” jest przeciwdziałanie marnowania żywności. Każdy może przynieść to, czego nie da rady zagospodarować i każdy może poczęstować się tym, co przyniósł ktoś inny. Foodsharing nie ma na celu dzielenia się jedzeniem z głodnymi czy ubogimi. Z jadłodzielni mogą korzystać wszyscy, którzy nie zgadzają się na marnowanie jedzenia, dla których ważna jest troska o naszą planetę i o siebie nawzajem. W ramach “foodsharingu” do jadłodzielni przynosi się rzeczy, którym inaczej grozi zepsucie i zmarnowanie, można w ten sposób podzielić się np. świątecznymi daniami, jeśli ugotuje się ich za dużo. Nie ma znaczenia status materialny osoby, która się częstuje w takiej jadłodzielni, bo chodzi po prostu o to, żeby żywności nie trzeba było wyrzucać. Nie ma też ryzyka, że ktoś zabierze wszystko z półek, bo przecież skoro są to produkty “bliskie terminu”, to nie zdąży ich zużyć. Z tego powodu żaden nadzór nad dystrybucją nie jest potrzebny. Oczywiscie z “foodsharingowych” jadłodzielni także korzystają osoby w potrzebie. 

Pomoc potrzebującym ma inne priorytety. Chodzi o to, żeby żywność, także z długim terminem przydatności, trafiała do potrzebujących. Jak łatwo zauważyć, cel “niemarnowania żywności”  i cel niesienia pomocy, niekoniecznie idą ze sobą w parze. W ramach “foodsharingu” promuje się postawę, żeby w ramach możliwości przed pójściem na zakupy sprawdzać, czy czasem ktoś nie zostawił potrzebnych nam produktów w jadłodzielni. Po to, żeby kupować mniej. W ramach pomocy potrzebującym propaguje się: “kup więcej i podziel się z potrzebującymi”. Przy tym, kupowanie w sklepie w cenach detalicznych, nie jest najbardziej ekonomicznym sposobem niesienia pomocy. 

Połaczenie próby niesienia pomocy, z “jadłodzielnią” dostępną zgodnie z zasadami “foodsharingu” daje łatwy do przewidzenia rezultat: na półki i do lodówek trafiają wartościowe produkty, nie ma nadzoru nad ich dystrybucją, a jedna czy dwie osoby mogą przyjść, opróżnić wszystko, a nawet później sprzedać takie produkty. I nie ma żadnej gwarancji, że zabrali to faktycznie potrzebujący. Zresztą, w krośnieńskich jadłodzielniach skopiowano z regulaminu “foodsharingu” hasło: “Śmiało! Bierz na co masz ochotę! Nikt nie zapyta, dlaczego, po co?” 

Zgrzyt i igrzyska

Z jednej strony gmina tworzy “jadłodzielnie”, bo sytuacja mieszkańców jest kryzysowa. Miasto prosi organizacje pozarządowe i zaprasza mieszkańców do niesienia pomocy potrzebującym, do dzielenia się właściwie podstawowymi produktami, na które części z nas już nie stać. Z drugiej strony wydaje się niemałe kwoty by mogły odbywać się “współczesne igrzyska” – Speedway, czyli takie “wyścigi rydwanów”, w nowoczesnej odsłonie.

– Traktuje mnie Pan jak Nerona? Na to pytanie nie odpowiem – stwierdził Bronisław Baran – Ja bym nie mieszał dwóch kwestii, tej inwestycyjnej i tej miękkiej, społecznej, której ja chcę robić. Chcemy uwrażliwić mieszkańców, a czas jest trudny niezależnie czy ktoś jest fanatykiem żużla czy innej dyscypliny. To są oddzielone kwestie – twierdził Bronisław Baran. Czy my mamy iść skrótem myślowym, żeby każdemu kupić kanapkę? – pytał retorycznie zastępca prezydenta, gdy każdy wie, że przecież nie o to chodzi. 

Tymczasem, czy naprawdę są to “kwestie rozdzielone”? Władze proszą mieszkańców o “wrażliwość” i “dzielenie się” gdy rosną koszty życia, a zarazem władze same te koszty podnoszą poprzez podnoszenie cen usług publicznych i podnoszenie podatków. To nie jest tak, że każdemu trzeba “dać kanapkę”, można np. nie podnieść podatków, albo je obniżyć, żeby właśnie ten wzrost kosztów dla mieszkańców ograniczyć. Tylko, czy taki pomysł przejdzie, w związku dużymi kosztami, w tym z koniecznością spłacania zobowiązań związanych z rozbudową stadionu na potrzebę organizacji “igrzysk”? Mało prawdopodobne.

Piotr Dymiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content