Koty z Komborni i bezsilność gminna

Kombornia,  wieś pod Krosnem a w Komborni stary, opuszczony dom pełen kociego dramatu. Wolontariusze ratowali ponad 20 kotów znajdujących się w bardzo złym stanie. Większość zwierzaków już ruszyła z Komborni w Świat. Nie wszystkie jednak ocalały… 

W domu na “końcu świata”, żyła sobie Pani Hania. Schorowana,  samota z dwoma kotami i krową. Mieszkała tam do czasu aż przestała sobie radzić i Gmina Korczyna zabrała ją do domu opieki. Dwie kotki Pani Hani straciły ukochaną osobę i dom, który został zamknięty. 

– Nikt nie pomyślał, co zrobić z kotami – relacjonuje Izabela Fularz, aktywistka zajmująca się między innymi pomaganiem bezdomniakom. 

Początkowo Iza z innymi wolontariuszami zawiozły zwierzakom jedzenie i wodę.Widać było jednak, że niezbędna będzie pomoc weterynaryjna, sterylizacja, a najlepiej nowe domy. 

Początkowo Iza dosłownie zderzała się ze ścianą. Brak było konkretnej pomocy ze strony gminy, której obowiązkiem jest przeciwdziałanie bezdomności. Okazuje się, że środki przewidziane w gminnym programie wyczerpały się po kilku miesiącach, a koszt wyłapania i umieszczenia ponad 20 kotów w schronisku to dla gminy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wydatek, którego wójt wolałby uniknąć. 

Jest to jeden z wielu przypadków, gdzie gminy zabezpieczają zbyt małe środki na przeciwdziałanie bezdomności zwierząt. Niestety prowadząc “Monitoring na cztery łapy” widzimy, że to praktyka spotykana w wielu gminach.  W efekcie problem bezdomności zwierząt nie znika, narasta to przerażających rozmiarów. 

Pomocy Izie udzielili ludzie dobrej woli, inspektorat Animals OTOZ i “Pasjonauci”. Byliśmy nawet z Izą w urzędzie gminy rozmawiając o konieczności kastracji tych zwierząt, nawet jeżeli będziemy starali się jak najszybciej znaleźć domy, tak by oszczędzić gminie kosztów związanych ze schroniskiem. 

Kocięta ratowane z Komborni były w bardzo złym stanie. Weterynarze stwierdzili skrajne odwodnienie i niedożywienie. Były też przypadki beznadziejne, wymagające eutanazji. 

Działania Izy odbiły się szerokim echem, po biedactwa z Komborni przyjeżdżali ludzie z odległych części Polski. Brali też na siebie pełne koszty opieki, nie oczekiwali, że zwierzak będzie już po koniecznej pomocy i opiece weterynaryjnej.

Pasjonauci

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content