Ministra Edukacji Barbara Nowacka 4 marca odwiedziła Krosno. Była to okazja do spotkania z samorządowcami i odwiedzenia miejscowych szkół. Odbyła się też konferencja prasowa. Już po pierwszym pytaniu Barbara Nowacka “śpieszyła się na samolot”.
Podczas konferencji prasowej z udziałem Prezydenta Krosna, Piotra Przytockiego oraz nowej ministry Edukacji, Barbary Nowackiej. Objęcie funkcji przez Nowacką łączy się z wieloma zapowiedziami, w tym budzącą emocje zapowiedzią “likwidacji prac domowych”. Bardzo ciekawe jest też podejście nowej ekipy do pomysłu PiS na “łowienie talentów sportowych” w szkołach. Pytaliśmy o obie te sprawy.
O co chodzi z “pracami domowymi”
Pierwsze pytanie zostało skierowane do Piotra Przytockiego. Dotyczyło zadań domowych. Problem z zadaniami domowymi polega na tym, że są one oceniane, lub uczeń otrzymuje negatywną ocenę za brak zadania. Dlaczego to problem? Bo uczniowie mają różną sytuację w domu, a do tego nigdy nie wiadomo, czy uczeń wykonał pracę samodzielnie, czy z pomocą, jaka była skala pomocy, czy wręcz ktoś wykonał zadanie za niego (albo zostało przepisane). Powstaje niezdrowa sytuacja, w której uczeń dostać może wysoką ocenę za niesamodzielną pracę, a inny uczeń dostanie gorszą ocenę, bo nie miał kto mu pomóc. Osobną kwestią jest duża ilość zadawanych prac domowych, co przy równoczesnej presji spowodowanej ocenianiem, utrudnia uczniom realizowanie swoich pasji po lekcjach. Zgodnie z Art. 44b ustawy o systemie oświaty, ocenianiu podlegają postępy edukacyjne ucznia i zachowanie. W sytuacji, gdy niemożliwe jest ustalenie, czy praca domowa była w ogóle wykonana przez ucznia, ocenianie takiej pracy nie mieści się w pojęciu oceny “osiągnięć edukacyjnych ucznia”, bowiem ocenianie dotyczy ucznia, a nie jego rodziców, korepetytorów czy kolegów. Zresztą Barbara Nowacka podkreśla, że chce zlikwidować zadania domowe, właśnie dlatego, że nie są wykonywane samodzielnie. Tylko, czy do tego trzeba specjalnego rozporządzenia? Nie wystarczy żeby wreszcie zacząć stosować przepisy obowiązującej ustawy?
Pytania
Prezydenta Przytockiego zapytaliśmy zatem, co w ostatnim czasie, albo szerzej, przez ponad 20 lat sprawowania urzędu, zrobił, żeby w podległych mu szkołach zaprzestano oceniania prac domowych, żeby
Piotr Przytocki odpowiedział wymijająco: – Polecam wizytę w Szkole Podstawowej nr 10, tam jest “szkoła bez ocen” – mówił Piotr Przytocki.
–A inne szkoły? – dopytywaliśmy.
Piotr Przytocki nazwał działania w Szkole Podstawowej nr 10 odważnym eksperymentem i przykładem dla innych. Trzeba tu podkreślić, że pytanie dotyczyło działania prezydenta jako organu prowadzącego szkoły. Tymczasem zmiany w SP nr 10, to nie efekt działania prezydenta, gminy, czy Wydziału Edukacji, a efekt “Ruchu Budzących się Szkół”. Jest to oddolna inicjatywa, która wspiera transformację kultury szkolnej. Budząca się szkoła ma zadanie inspirować szkoły w całej Polsce i wspierać je we wprowadzaniu zmian, i to zmian zgodnych z obowiązującą ustawą, ale wbrew zasadzie “zawsze tak było”, która często z prawem nie ma nic wspólnego.
Do sprawy wróciliśmy w trzecim pytaniu, zwracając się do Barbary Nowackiej o to, jaka jest podstawa prawna dla praktyk oceniania prac domowych. Ministra odpowiedziała, że “statuty szkół”. Oznacza to, że problem z ocenianiem prac domowych, co do których nie wiadomo, kto je wykonał, nie wynika z podstawy programowej, nie wynika z ustawy, nie wynika z obowiązujących zasad oceniania ucznia… a wynika z niezgodnych z prawem zapisów w lokalnych statutach, albo od indywidualnych pomysłów nauczyciela. Są to nieprawidłowości, które mogliby wyeliminować sami uczniowie i ich rodzice, zwracając się do kuratoriów, albo gmina, jako organ odpowiadający także za szkoły.
Nierówność
Odpowiedź prezydenta komentuje dla nas Agnieszka Krzaczek, jedna z ekspertek w sprawach praw ucznia, która gościła w Krośnie z okazji “Youth CAMp” w Centrum Aktywności Młodzieży. Odniosła się tu do eksperymentu w SP 10:
– To jest świetne działanie godne naśladowania – cieszy się Agnieszka Krzaczek – Podobne rozwiązania powinny być we wszystkich szkołach – Agnieszka Krzaczek, przypomina też Art. 32 Konstytucji RP (stwierdzający między innymi, że “Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”).
– Mam nadzieję że wnioski z tego „eksperymentu” pokażą innym szkołom, że warto zmienić utarte ścieżki edukacji pruskiej na empatyczną, na edukację na miarę XXI wieku, ukierunkowaną na potrzeby młodych ludzi w świecie w którym obecnie wszyscy żyjemy – zaleca Agnieszka Krzaczek.
Niezwykły pośpiech, gdy padły merytoryczne pytania
Już po naszym pierwszym pytaniu, jeden z mężczyzn, który przyjechał z Barbarą Nowacką, zaczął lekko odpychać naszego przedstawiciela mówiąc, żeby “nie zadawać więcej pytań”, bo “spieszą się na samolot”.
To jednak nas nie zniechęciło. W sumie zadaliśmy trzy pytania, czyli prawie wszystkie, jakie padły podczas tej konferencji prasowej.
“Łowcy talentów”… ale po co?
Kolejne pytanie dotyczyło programu “Sportowe Talenty” wdrażanego do szkół. Ten program to jeszcze pomysł rządu PiS i w poprzedniej kadencji był oprotestowywany przez ówczesną opozycję. Gdy role się odwróciły, nowy rząd wdraża program, który krytykował.
O co chodzi? W ramach programu “Sportowe Talenty” gromadzone są dane na temat sprawności uczniów, w tym dane na temat wzrostu, wagi, płci i wieku. Dane te mogą być udostępniane klubom sportowym w celu “wyławiania talentów”. Program ma też przeciwdziałać spadkowi sprawności fizycznej i otyłości wśród dzieci i młodzieży.
Trzeba sobie zadać pytania: czy do realizacji wymienionych celów taki program jest potrzebny oraz czy przyczynia się do realizacji tych celów? Popatrzmy na pierwszą kwestię: uczeń może być sprawny fizycznie, bo lubi pływać. Robi to amatorsko, nie wiąże z pływaniem swojej kariery sportowej, bo bardzo lubi chemię, fizykę oraz programowanie komputerowe, a jego marzeniem jest udział w rozwoju programu kosmicznego. Kontaktowanie się z nim przez kluby piłkarskie, koszykarskie, rowerowe, albo stowarzyszenia siatkówki to strata czasu. Zbierane w programie dane nic nie mówią o pasjach i zainteresowaniach ucznia. Z drugiej strony, jeżeli ktoś ma ambicje sportowe, to zwykle znajduje drogę do klubów sportowych (tak zrobił pochodzący z małej miejscowości Robert Lewandowski). Kluby same prowadzą szkółki, mają swoich “skautów” wyszukujących talenty na lokalnych turniejach. W sporcie przecież nie jest ważna tylko ogólna sprawność fizyczna, ale i determinacja, pasja, miłość do danej dyscypliny sportu. I to są rzeczy kluczowe dla kariery sportowej, a tego program “Sportowe talenty” nie mierzy. Samo “zmierzenie” sprawności fizycznej nie przekłada się na przeciwdziałanie otyłości. Owszem, dane mogą być potrzebne do przygotowaniu programów sportowych…ale do tego nie ma potrzeby wiązania wyników z danymi osobowymi ucznia, w tym z danymi biometrycznymi jak choćby wzrost i waga. Poważne wątpliwość co do pomysłu PiS zgłaszały ugrupowania deklarujące się jako demokratyczne i broniące Konstytucji.
Stąd nasze pytanie: czy ministerstwo powstrzyma wprowadzenie tego programu i jak pomysł zbierania i udostępniania danych uczniów ma się do Art. 51 Konstytucji (“Władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym”). Wszak dane o tym jaki wzrost ma konkretny uczeń, zdecydowanie nie są niezbędne demokratycznemu państwu prawa do funkcjonowania.
“Powrót do przyszłości”
O możliwość zablokowania programu “Sportowe Talenty” zapytaliśmy ministrę. Barbara Nowacka powiedziała, że “program otrzymała po poprzednim rządzie”. Zapewniała, że ministerstwo cały czas nad nim pracuje, żeby wdrożyć go zgodnie z prawem. Konferencja odbyła się 4 marca… a już od 1 marca szkoły miały wdrażać “Sportowe Talenty”, bo takie wymagania postawiły kuratoria w całej Polsce. Pani Ministra 3 dni po rozpoczęciu wdrażania programu, zapewniała, że będą jeszcze zmiany, zanim program zostanie wdrożony… Czy Nowacka w tym celu skorzysta z wehikułu czasu Dr Emmeta Browna ze sławnej trylogii “Powrót do Przyszłości”? Nie wiemy, ale się domyślamy.
red.