Wirtualne muzeum Antropocenu rozpoczęło swoją działalność w Internecie. Są też całkiem materialne aspekty działalności. Skąd ta idea? Czym jest „antropocen”? O WMA rozmawialiśmy z autorką projektu – Joanną Sarnecką z Fundacji na rzecz Kultury Walizka
Skąd się wziął pomysł?
Joanna Sarnecka: W ubiegłym roku, przez pewien czas mieszkałam w Krośnie. Chodziłam sobie nad rzekę i widziałam śmieci wyrzucane w krzakach na brzegu. Zaczęłam je opisywać językiem historii sztuki: kompozycja, światło, kolor. Patrzyłam na nie tak, jak ktoś z przyszłości, kto patrzy na ślady po nas – ludziach i zastanawia się: co to było? Dlaczego zostawili tu tę instalację artystyczną? Zaczęłam to nazywać „Podkarpackim Muzeum Antropocenu”, ale to oczywiście nie jest tylko problem Krosna czy Podkarpacia.
Taki był początek, a jak to przekształciło się w Wirtualne Muzeum?
Zastanawiałam się: „co wynika z tych moich obserwacji, szczególnie w kontekście zmian zachodzących na świecie, w tym klimatycznych. Stoimy w obliczu zagrożenia końcem naszej ludzkiej historii. Może warto podsumować: co pozostawiamy po sobie? Zrobić bilans? Napisałam projekt do Ministerstwa Kultury i otrzymałam stypendium, niestety ograniczone do zaledwie trzech miesięcy. Nawet zastanawiam się czy jest sens podpisywać umowę, ale w końcu podjęłam wyzwanie, chociaż było mało czasu na utworzenie muzeum i zebranie ekipy.
Widzimy właśnie, że miałaś duży odzew, znaleźli się ludzie do współpracy
Tak. Wysłałam „sygnał w przestrzeń” i aż mnie to zaskoczyło. Najpierw jedna osoba, później kolejne. To jest w sumie 17 osób jakoś z WMA powiązanych, z czego 8 działa aktywnie. Są „osoby wspierające”, w różnym stopniu zaangażowane. Jest też Rada Programowa, czyli ludzie mający pozycję i prowadzący publicznie refleksje o antropocenie i zmianach w środowisku i kulturze. To taka nasza „Rada Honorowa”, osoby, które zgodziły się nas wspierać merytorycznie. Zaskoczyło mnie też, że na świecie dużo już dzieje się wokół pojęcia antropocenu.

Jak, w takich najbardziej przystępnych słowach, wyjaśniłabyś czym jest „antropocen”? Powiedzmy, że ktoś pierwszy raz usłyszał o tym i prosi, żebyś to wytłumaczyła?
Przede wszystkim to może nam się skojarzyć z epokami geologicznymi np. plejstocen, oligocen. Zatem to pojęcie powstało na gruncie geologii, jest to kolejna epoka. Przy tym jest to pierwsza epoka, która ma „samoświadomość” dzięki nam, ludziom. My wiemy, że jesteśmy, tu, w „epoce antropocen”. Antropocen jest związany z relacją człowiek – natura, z tym jak bardzo zmieniamy świat. Pojawiła się pierwsza skała wytworzona przez człowieka – to jest beton. Plastik i jego trwałość to też potężna ingerencja w środowisko. My wytwarzamy „swoją naturę”, przetwarzamy, ingerujemy, zamiast współistnieć. Takim elementem tej ingerencji jest wydobycie paliw kopalnych, którego efekty destabilizują cały system i poważnie nam zagrażają. Słowem to, co wytworzyliśmy poszukując potrzebnych nam źródeł energii, niebawem może też nas zabić. Wcześniejsze epoki miały swój początek, przebieg i koniec, środowisko się zmieniało. Teraz to my najprawdopodobniej będziemy przyczyną końca.
Potrafimy bardzo drastycznie przekształcać środowisko, budować betonowe miasta, tworzyć sztuczne jeziora, zmieniać bieg rzek, a dopiero później przekonujemy się o „skutkach ubocznych”.
Każde działanie ma konsekwencje. Bardzo często człowiek robi coś, co wydaje się dobre, a za jakiś czas musi mierzyć się ze skutkami. Skala tego zjawiska staje się znacząca kiedy w grę wchodzi dążenie do zysków za wszelką cenę a nie pozyskiwanie tego, co nam niezbędne do życia. Wpływ człowieka na środowisko jest ogromny, pewnych zjawisk i procesów nie da się już odwrócić. Jeżeli ktoś w przyszłości odsłoni warstwę z „naszej epoki”, to ona będzie bardzo specyficzna, z pewnością dominować będzie plastik. Na początku swojej historii człowiek nie ingerował aż tak bardzo, był częścią natury, chociaż zawsze manifestował swoja odrębność. Nawet przez tatuaż, makijaż, strój, różne sposoby przetwarzania naturalnego ciała w kulturowy produkt. To przetwarzanie natury, w momencie ekspansji na chłodniejsze tereny było człowiekowi potrzebne nie tylko symbolicznie. Trzeba było zacząć się ciepło ubierać. Umówmy się jednak, wszystkie zabiegi na ciele nie były i nie są przede wszystkim potrzebą przeżyciową, te wszystkie depilacje i wypachnienia. To cały czas komunikowanie światu – nie mam nic wspólnego z naturą, jestem z kultury. Myślę, że ten głęboki wzorzec kultury, to przeciwieństwo: natura – kultura, musi ulec rozpadowi, to może być jedyna droga ratunku, zobaczyć siebie znowu nie w centrum, ale jako element całości.
Człowiek nie był w stanie przetrwać samotnie, więc powstawały grupy, społeczności manifestujące swoja odrębność.
W rzeczywistości pierwotnego plemienia grupa wspierała się, by razem przeżyć. Oczywiście nie zawsze droga do tego zbiorowego przeżycia wiodła ścieżką dzisiejszego humanizmu: działała selekcja naturalna, a społeczności co najwyżej nadawała jej znaczenia metafizyczne, ale nie mogła się przeciwstawić. Tak do dziś starają się żyć małe endemiczne grupy rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej. W pewnej stabilnej relacji ze światem natury. Korzystając z niej, ale w takim stopniu, by mogła się zregenerować. Tzw. cywilizacja zaburzyła tę homeostazę. Bardzo mocno i dojmująco pokazuje to choćby nowy film Ewy Ewart „Klątwa obfitości”, strasznie i monumentalnie ujęte jest w obrazie „Antropocen – epoka człowieka”. „Idea zysku”, dążenie do gromadzenia dóbr przez silniejsze państwa, a w nich duże koncerny, czy bogatych ludzi prowadzi do dramatycznego rozwarstwienia. Choć nie ma dziś teoretycznie niewolnictwa, faktycznie ma się ono całkiem dobrze. Paradygmat zysku to dramat ludzi pozbawianych swojego środowiska, dostępu do dóbr, z których tradycyjnie korzystali, skazanych na mało opłacalną pracę dla wielkich koncernów. Tak właśnie dzieje się np. z rybakami w Gambii. Traci też środowisko eksploatowane do granic możliwości i nie mogące się zregenerować. To równia pochyła zagrażająca poważnie nie tylko tym najsłabszych, ale wszystkim – gatunkowi. W ramach refleksji nad anrtropocenem mówi się o konieczności zmiany podejścia do zysku. Zamiast wzrostu PKB powinniśmy mówić – jak w Buthanie – np. o „Szczęściu Narodowym Brutto”, albo dewzroście. „Wzrost gospodarczy” nie powinien być wyznacznikiem rozwoju, bo jakość życia jest o wiele ważniejsza, a zależy ona także od tego na ile będziemy skłonni dbać o siebie nawzajem.
W jakiś sposób to jest połączone, bo trzeba mieć rozwiniętą gospodarkę, żeby mieć choćby tę przysłowiową „ciepłą wodę w kranie”.
Tak, to jest jedno, ale w tym celu nie ma potrzeby, żeby wystrzelić samochód w kosmos, lub realizować inne fanaberie, gdy w innym miejscu ludzie umierają z głodu. Jak to w ogóle jest możliwe, że człowiek dopuszcza taką sytuację? To jest ciekawe i trudne z takiego filozoficznego i antropologicznego punktu widzenia. Pandemia jak dla mnie ujawiniła mocno ten paradoks w USA. Kraj, który ma środki, żeby angażować się militarnie na całym świecie, nie zadbał o to, żeby jego obywatele, czy szerzej – mieszkańcy – mieli dostęp do ochrony zdrowia. To kompromitacja dotychczasowego status quo.
Samo Muzeum Antropocenu powstało w wersji wirtualnej
Tak, ale będzie się materializować. Już raz się zmaterializowało w formie warsztatów dla młodzieży w Krośnie. Były też warsztaty „kuchni zero waste”. Rozmawiamy też o współpracy z Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce, napisaliśmy projekt na działania w przestrzeni Muzeum Łukasiewicza. Pani Dyrektor okazała się bardzo otwarta. Jest etnografką tak jak duża część naszego Muzealnego kolektywu.
Antropocen jest tu ewidentny, bo jak zobaczymy stare fotografie, to przemysł naftowy bardzo zmienił krajobraz. Jest też motyw, o którym mówiłaś przed chwilą: Łukasiewicz dzielił się swoją wiedzą, był filantropem, w nafcie widział sposób na rozprawienie się z biedą.
Te wszystkie rozwiązania społeczne Łukasiewicza, to były bardzo innowacyjne rzeczy! Natomiast nie mógł przewidzieć wszystkich skutków swojego odkrycia. To daje nam do myślenia, uczy pokory, bo czasem zdaje nam się, że mamy super rozwiązanie na problemy tego świata. Tylko nie widzimy pewnych możliwych konsekwencji. To nie zarzut, to mądrość, któą możemy czerpać z tej niezwykłej historii.
Muzeum Antropocenu to wystawa w Internecie „Człowiek! Tu byłem”. Będzie stała, czy czasowa?
To niezwykłe, ale swoje prace zgłosiło 52 artystów z całego Świata! Zdawałoby się mikroinstytucja, dość lokalna, a nagle mamy zgłoszenia z Ameryki Południowej, Włoch, Hiszpanii. Zaskoczyło mnie to. Dziś całe mega zaplecze wielkich instytucji okazuje się niekoniecznie niezbędne do profesjonalnego działania na szeroką skalę. To także efekt pandemicznego przejścia do onlajnu, które mnie fascynuje. Mamy w Muzeum niesamowity zespół. Działamy całkowicie wirtualnie. Pierwszy raz uczestniczę w projekcie, w którym znamy się tylko przez Internet, to nowe doświadczenie. Jest wśród nas wiele absolwentek antropologii i etnologii, są badaczki i projektantki i artystka, projektantka mody po renomowanej uczelni w USA. To ona zajmowała się przygotowaniem wstawy i jest jej kuratorką. Wybrała te prace, które wydały się najbardziej trafione i ułożyła z nich ważną, poruszającą opowieść. Na pewno będziemy szukać najlepszych rozwiązań i poprawiać co się da, mamy w końcu w zespole także specjalistki od projektowania UX. Wystawę można będzie oglądać do końca marca. Trwa także konkurs: na adres [email protected] można dosłać swoją pracę – obraz, zdjęcie, tekst, które wypełnią ostatnią salę wystawy. Do wygrania książka Tomasza Stawiszyńskiego „Co robić przed końcem świata”. Szczegóły znaleźć można na naszej stronie www.wma.museum albo na facebooku Wirtualnego Muzeum Antropocenu. Będziemy też szukać jak najbardziej wygodnych rozwiązań do prezentacji prac. Obecna wystawa będzie dostępna do końca marca. Wystawa i wszystkie wydarzenia towarzyszące są benefitem na rzecz Inicjatywy Dzikie Karpaty.