12 listopada w Bieszczadach niedźwiedź zaatakował osoby, które weszły na jego terytorium. Te osoby to aktywiści ekologiczni z Inicjatywy Dzikie Karpaty. Od razu po opublikowaniu w mediach tej informacji, posypały się komentarze o „pseudoekologach”, „ekoświrach” ale również o leśnikach okradających lasy i naruszających naturalne siedliska zwierząt. Prawda, jak to zwykle bywa jest złożona. Jedno jest pewne, niedźwiedź w tej sytuacji zachował się „podręcznikowo”, czyi zupełnie normalnie, w sytuacji, gdy intruz zakłóca jego spokój. Naszym zdaniem, to właśnie niedźwiedź, jedyny w tej sytuacji ma 100% racji. Niestety nie posiada on profilu w mediach społecznościowych, więc nie mógł odnieść się do całego zdarzenia. Profile natomiast mają zarówno Inicjatywa Dzikie Karpaty, jak i Nadleśnictwo Lutowiska. Publikujemy ich oświadczenia w tej sprawie, a ewentualną ocenę pozostawiamy Wam.
Oświadczenie w sprawie ataku niedźwiedzia na osoby związane z Inicjatywą Dzikie Karpaty.
„12 listopada w Bieszczadach dwie osoby spotkały w lesie niedźwiedzia. Jeden z aktywistów został zaatakowany i odniósł poważne obrażenia głowy, pleców i nóg. Drugiej osobie nic się nie stało. Niedźwiedź oddalił się z miejsca zdarzenia. Po akcji pomocowej służb ratowniczych poszkodowana osoba trafiła do szpitala, gdzie obecnie przebywa. Stan jej zdrowia jest ciężki, ale stabilny. Chcielibyśmy bardzo podziękować służbom, ktore udzieliły pomocy poszkodowanemu.
Do zdarzenia doszło na terenie Nadleśnictwa Lutowiska. Obecność niedźwiedzia zaskoczyła aktywistów. Nie zauważyli zwierzęcia odpowiednio wcześnie, nie mieli szansy zareagować na jego sygnały ostrzegawcze i zgodnie z zasadami wycofać się w odpowiednim momencie, nie zachowali środków ostrożności podczas spaceru. Odwiedzili oni wydzielenie, w którym latem tego roku odkryliśmy wycinkę prowadzoną w pobliżu gawry niedźwiedzia.
Od razu zgłosiliśmy wtedy ten fakt zarówno do Nadleśnictwa Lutowiska, jak i do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, wnosząc o ustanowienie strefy ochronnej. Niestety, od tamtej pory, mimo próśb o dopuszczenie do postępowania, nie dostaliśmy żadnej informacji o podjętych krokach – ani od RDOŚ ani od leśników (mimo licznych okazji ku temu), z wyjątkiem ogólnego powiadomienia o wszczęciu postępowania. Co więcej – na krótko przed zdarzeniem przedstawiciel Lasów Państwowych informował nas, że gawra na pewno nie jest zasiedlona. Wobec tego konieczne jest przedstawienie pełnego obrazu sytuacji, bowiem jest on dowodem przede wszystkim na systemową bierność instytucji w zakresie ochrony przyrody w bieszczadzkich lasach.
Mając – niestety – bardzo złe doświadczenia odnośnie wcześniejszych zgłoszeń, a nawet niszczenia ustanowionych stref, koledzy postanowili sprawdzić stan wydzielenia w terenie, co doprowadziło do niebezpiecznego zdarzenia. Obaj dochodzą teraz powoli do siebie, ale nie zmienia to faktu, że czują się źle z sytuacją, w której – działając z dobrych pobudek – zakłócili spokój niedźwiedzia.
Nie powinno było do tego dojść, zwłaszcza w czasie przygotowań do gawrowania. Niedźwiedź zachował się w podręcznikowy, właściwy sobie sposób, na własnym terytorium, obszarze odludnym w okolicach gawry, zaskoczony i w poczuciu zagrożenia zademonstrował swoją siłę i dominację. Ubolewamy, że doszło do tego incydentu. Tym razem popełniliśmy błąd. Jest nam przykro przede wszystkim wobec niedźwiedzia, któremu został odebrany spokój i poczucie bezpieczeństwa.
W mediach i internecie pojawiło się wiele informacji związanych z tym zdarzeniem. O incydencie informowało m.in. Nadleśnictwo Lutowiska, na którego terenie doszło do wypadku. O ile jest dla nas jasne, że komunikat jest potrzebny, o tyle szkoda, że nawet przy takiej okazji nadleśnictwo pozwala sobie na propagowanie nieścisłych informacji wprowadzających w błąd.
Nadleśnictwo dosyć delikatnie określa prowadzoną przez siebie wycinkę w okolicy miejsca gawrowania mianem zabiegów hodowlanych.
Od dawna wiemy, że zrywki prowadzone są na terenach zamieszkiwanych przez niedźwiedzie, wycinane są wypróchniałe jodły lub drzewa ze śladami obecności zwierząt. Alarmowaliśmy i walczyliśmy o ochronę takich miejsc nie raz. Wydzielenie, w którym doszło do incydentu, jest jednym z tych, o ochronę którego zabiegaliśmy.
Okazuje się, że Nadleśnictwo Lutowiska jak samo przyznało, było świadome istnienia gawry w tym wydzieleniu już od stycznia 2023 roku. Jej obecność nie przeszkodziła jednak w przeprowadzeniu wycinki w bardzo bliskiej odległości, nawet 60 metrów od gawry. Nie podjęto żadnych działań mających na celu objęcie ochroną miejsca bytowania niedźwiedzia. Nie zgłoszono nawet tego faktu do RDOŚ. To tłumaczy, czemu na całym Podkarpaciu są tylko dwie strefy ochronne dla niedźwiedzi – pracownicy LP świadomie tych miejsc nie zgłaszają.
W efekcie, większość bieszczadzkich niedźwiedzi żyje poza strefami ochronnymi – do ich matecznika może wejść każdy: leśnik, pilarz, turysta, aktywista. Strefy nie powstają, bo utrudniają gospodarkę leśną. Ale ich brak prowadzi do niebezpiecznych sytuacji, takich jak ta z niedzieli lub z jesieni zeszłego roku, kiedy niedźwiedź zaatakował pracownika Nadleśnictwa Lutowiska, zaledwie kilka kilometrów od tego miejsca.
Zdarzenie, do którego doszło w niedzielę i wszystkie poprzedzające je okoliczności, jak również inne zdarzenia związane z bieszczadzkimi niedźwiedziami prowadzą do jednego wniosku – ochroną powinna zostać objęta nie tylko każda stwierdzona gawra, niezależnie od tego czy w danym momencie jest zajęta przez niedźwiedzia czy nie, lecz również – zgodnie z przepisami Dyrektywy Siedliskowej, każdy las, w którym niedźwiedzie bytują. Tylko w ten sposób zmniejszymy liczbę niebezpiecznych zdarzeń, zapewnimy niedźwiedziom odpowiednie siedlisko, i ochronimy je przed niepokojeniem – tak przez leśników, jak i przez aktywistów.”
Oświadczenie Nadleśniczego Nadleśnictwa Lutowiska w sprawie ataku niedźwiedzia w dniu 12 listopada 2023 r.
„W styczniu 2023 r. służba terenowa podczas wizji terenowej stwierdziła potencjalną gawrę niedźwiedzia w Leśnictwie Tworylczyk. Nadleśniczy podjął decyzję o rozpoczęciu prac w maju, czyli po okresie gawrowania niedźwiedzi. Jednocześnie potencjalna gawra była monitorowana poprzez fotopułapki i nie stwierdzono jej zasiedlenia.
Ze względu na ochronę potencjalnej gawry Nadleśnictwo nie prowadziło prac gospodarczych w odległości 50-60 metrów od przedmiotowej potencjalnej gawry.
W sierpniu otrzymaliśmy pismo od Inicjatywy Dzikie Karpaty i Fundacji Siła Lasu! o konieczności natychmiastowego wstrzymania wszelkich aktywnych zabiegów gospodarki leśnej w rzeczonym wydzieleniu leśnym, z uwagi na stwierdzenie w tym miejscu przez wnioskodawców gawry.
Zgodnie z zaleceniami Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Rzeszowie, w wydzieleniu, w którym stwierdzono potencjalną gawrę, 31 października zakończono prace z zakresu gospodarki leśnej oraz w celu monitoringu powieszono fotopułapkę, która miała zostać zdemontowana po 30 kwietnia, czyli po okresie gawrowania niedźwiedzi.
W dniu 31 października, gdy instalowano fotopułapkę potencjalna gawra była niezasiedlona, ale o taką informację Inicjatywa Dzikie Karpaty, Fundacja Siła Lasu! ani inne organizacje nas nie pytały. Podkreślam, że Nadleśnictwo wywiązało się z nałożonego przez RDOŚ w Rzeszowie obowiązku zamontowania fotopułapki, która ze względu na brak zasięgu GSM w tej lokalizacji jedynie archiwizowała zdjęcia.
W dniu 12 listopada, w związku z atakiem niedźwiedzia, zdjęcia zostały skopiowane z urządzenia. Fotopułapka nadal pozostaje na miejscu i dlatego, będzie można stwierdzić czy niedźwiedź powrócił do gawry. Nie jest uprawnione twierdzenie, że Nadleśnictwo posiadało wiedzę, kiedy dokładnie niedźwiedź zasiedlił gawrę ani to, że leśnicy monitorują wszystkie potencjalne gawry, ponieważ jest to fizycznie niemożliwe ani nie jest konieczne w miejscach, gdzie nie planujemy zadań gospodarczych. Dodatkowo, jak w tym przypadku, monitoring wykonywany przez ludzi byłby śmiertelnie niebezpieczny. Nie każda wypróchniała jodła jest lub będzie gawrą niedźwiedzi.
Co ważne, niedźwiedź zasiedlił gawrę tuż po zakończeniu prac z zakresu gospodarki leśnej, choć miał możliwość zmiany lokalizacji.
Pragnę podkreślić, że Nadleśnictwo Lutowiska w toku prowadzonej sprawy dopełniło wymaganych prawem czynności związanych, chociażby z przeprowadzeniem wizji terenowej przed rozpoczęciem prac gospodarczych, co też miało bezpośrednio wpływ na bezpieczeństwo osób wykonujących prace prowadzone w tym wydzieleniu, jak również dostosowało się do wszelkich wskazówek organów ochrony przyrody, w tym przypadku RDOŚ w Rzeszowie, co do sytuacji związanej z występowaniem niedźwiedzia na tym terenie.
Wyrażając współczucie osobie poszkodowanej, życzymy jej szybkiego powrotu do zdrowia. Jednocześnie przypominamy o zasadach zachowania się w ostojach dzikich zwierząt, o zakazie ich płoszenia, zwłaszcza w odniesieniu do niedźwiedzi szykujących się na zimowy spoczynek.„