Zwykły dom jednorodzinny, a wewnątrz łącznie ponad 140 kotów… żyjących w fatalnych warunkach zaniedbanych. Inspektorzy OTOZ Animals z Krosna i Sanoka interweniowali w “pseudohodowli” kotów w Jaśle trzy razy. Na miejscu była policja. Właścicielki „hodowli” usłyszały zarzuty znęcania się nad zwierzętami.
Zdecydowaliśmy, żeby nie publikować najbardziej drastycznych zdjęć z interwencji przeprowadzonej przez „Animalsów” w Jaśle.
– Pierwszą interwencję przeprowadziliśmy 11 września. To co zastaliśmy w hodowli kotów Maine Coon w Jaśle odbierało nam mowę – relacjonuje Katarzyna Drużba, inspektorka OTOZ Animals w Krośnie.
– Odebraliśmy 16 kociąt, niektóre w stanie agonalnym. Niestety, pomimo usilnych starań weterynarzy, 4 koty nie przeżyły – dodaje Katarzyna Drużba.
To jednak nie był koniec, a zaledwie początek. Kolejna interwencja przeprowadzona 18. września, w asyście Policji i w obecności lekarza weterynarii miała burzliwy przebieg. Interwencja rozpoczęła się w sobotę o 9 rano, a zakończyła wraz z umieszczeniem ostatniego kota w bezpiecznym miejscu dopiero o godzinie 5.30 rano w niedzielę.

– Koty żyły tam w skandalicznych warunkach. Fetor unoszący się wkoło był momentami nie do zniesienia. Jeden z asystujących nam policjantów miał poważny problem z wejściem do budynku. Na fale smrodu i związany z tym problem z otwieraniem okien skarżyli się nam też okoliczni mieszkańcy – mówią Animalsi.
– Właścicielka hodowli wraz z córką utrudniały przeprowadzenie interwencji. Wykrzykiwały wyzwiska i oskarżenia pod naszym adresem, ale i wobec policjantów. Udało nam się wejść do środka ok. godziny 16.00. Koty były wszędzie, a ich odchody znajdowały się w całym w domu. W całym budynku znaleźliśmy zaledwie 3 kuwety (duże) dla, jak się finalnie okazało, ponad 140 kotów! Kocięta w najgorszym stanie były ukryte w szafie. Ktoś je tam zamknął – Katarzyna nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła.
– Właścicielki nie potrafiły, albo nie chciały określić ile dokładnie kotów znajduje się pod ich opieką. Padały różne deklaracje: „około 30, około 40…” Nie potrafiły wskazać, która kotka jest matką których kociąt. Twierdziły też, że nie mają kotek ciężarnych, potem, że taka kotka jest tylko jedna. Tymczasem ciężarnych jest ponad 10. Tego też nie wiemy dokładnie, bo zwierzęta są skrajnie zaniedbane, właśnie w dniu naszej rozmowy rodzić zaczęła kotka, u której nie podejrzewaliśmy ciąży. Pomaga nam kilka lecznic, ale nie wszystkie koty od razu uzyskały pomoc weterynaryjna, bo jest ich po prostu za dużo – podkreśla Katarzyna Drużba.
– Właścicielka hodowli wraz z córką szarpały nas i policjantów, ja zostałam podrapana i kopnięta, a koleżanka została uderzona w głowę. Właścicielki wypuszczały też za naszymi plecami koty, które już mieliśmy w transporterach. Nie przypominam sobie innej, tak trudnej i wyczerpującej interwencji – dodaje Katarzyna.
Stan zwierząt jest fatalny. Ropa lejąca się z oczu, śluz z nosa, waga znacznie poniżej normy wiekowej oraz biegunka. Niektóre ze starszych kotów żyły w ciemnej, pełnej odchodów i śmieci piwnicy, bez dostępu do światła dziennego, gdzie na podłodze wśród odchodów walały się miski z resztkami zaschniętej karmy. Na miejscu wyczuwalny był nie tylko fetor odchodów. – Czuć było padlinę – mówi inspektorka. Podejrzenia wzbudził brak dokumentacji z utylizacji padłych zwierząt. Wkrótce okazało się, że na terenie posesji znaleziono też płytko zakopane kocie szczątki – źródło odoru. Został wezwany technik policyjny do zabezpieczenia śladów.

W trzeciej interwencji 28 września, „Animalsi” odebrali kolejnych 70 kotów!
– Szacowaliśmy, że w domu zostało około 20 kotów, których nie zabraliśmy 18 września, bo nie spodziewaliśmy się takiej ilości zwierząt i nie mieliśmy wtedy miejsc żeby je zabezpieczyć – mówi inspektorka – Prawdopodobnie spodziewali się nas w sobotę, a skoro nie przyjechaliśmy, to zaczęli zwozić koty, które ukryli wcześniej w innym miejscu lub miejscach – dodaje Katarzyna.
Koty były wszędzie: chodziły wolno w budynku, ale były również schowane w szafce kuchennej, w szafie odwróconej drzwiami do ściany, w tapczanach, w stelażu łóżka, w ciemnej i brudnej kotłowni.
– Koty są chore, mają powiększone nerki, wątroby, koci katar, całe mnóstwo pcheł, są wychudzone, mają biegunki. Część kotów musieliśmy natychmiast wykąpać żeby umożliwić im wypróżnianie się, bo odbyty miały pozatykane korkami ze starego kału i sierści, część musieliśmy ostrzyc, bo kołtuny utrudniały im poruszanie się – relacjonuje Katarzyna Drużba – Przerażajacy jest fakt, że jeszcze do 15 września to była legalna hodowla – dodaje inspektorka.
W sumie z hodowli w Jaśle odebrano 141 kotów. Ze względu na agresję i groźby ze strony właścicieli „Animalsi” nie podają konkretnych miejsc, gdzie zwierzęta zostały rozmieszczone.
– Patrzcie skąd bierzecie koty, sprawdzajcie. Jeśli ktoś nie pozwala sprawdzić warunków, umawia się na spotkania gdzieś na stacji benzynowej, to powinno natychmiast budzić podejrzenia! – przestrzega Katarzyna Drużba. Dla niektórych osób hodowla rasowych zwierząt do dochodowy interes i nie zważają na cierpienie zwierząt. Koty czy psy z takich hodowli mogą też być obciążone chorobami.
Kupując u takich „hodowców” wspierasz ten proceder. Jeżeli nie stać Cię na zwierzę ze sprawdzonej, legalnej hodowli, nie kupuj – adoptuj!
Na pomoc dla kotów zorganizowano zbiórkę. Jeżeli nie możesz wpłacić, powiedz o zbiórce znajomym, udostępnij w mediach społecznościowych, taka pomoc też jest ważna!
Pasjonauci
fot. OTOZ Animals