Z pasją do muzyki

Krzysztof Zajdel

Krzysztof Zajdel, najpierw muzyczny samouk, później laureat ogólnopolskich konkursów i absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie. Jak nam powiedział: nie da się już namówić na następne konkursy. Teraz chce pomagać swoim uczniom, z radością obserwując ich sukcesy!

Jak zaczęła się Twoja muzyczna przygoda?

– Od dziecka przejawiałem zainteresowanie muzyką. W wieku 8 lat zacząłem uczęszczać na lekcje gry na akordeonie do pana Leopolda Guzika.  Co prawda szkoły muzycznej nie ukończyłem, ale muzyka zawsze mi towarzyszyła i do momentu podjęcia studiów byłem muzycznym samoukiem. W wieku 16 lat zacząłem grać na gitarze, pojawił się również pierwszy zespół muzyczny. W moim domu miałem zawsze wsparcie od rodziców, atmosfera sprzyjała mojemu muzycznemu rozwojowi.  Mama śpiewała, tata w młodości uczył się gry na skrzypcach i akordeonie. Powoli odkrywałem swoje życiowe powołanie. Chciałem zostać muzykiem.

Ale nie miałeś za sobą szkoły muzycznej, zatem, jak to zrobiłeś?

– Wybrałem studia pedagogiczne, edukację  wczesnoszkolną na Uniwersytecie Rzeszowskim. To pozwoliło mi przygotować się i zdawać na edukację artystyczną w zakresie sztuki muzyki, potocznie zwaną wychowaniem muzycznym. Tam trafiłem na wspaniałego pedagoga od emisji głosu Panią Profesor Annę Szałygę – Kuźma, która zachęcała mnie do dalszego rozwijania głosu na Akademii Muzycznej…i tak trafiłem do Krakowa.

 Trzeba było namawiać?

–  W tym czasie chciałem zajmować się muzyką rozrywkową, a śpiew operowy nie był dla mnie priorytetem, wiadomo, młodość rządzi się swoimi prawami. Wiele osób mówiło mi, że mam predyspozycje do śpiewu klasycznego, ale ja kurczowo trzymałem się swojej decyzji. Teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, iż dałem się namówić. Dzięki ukończeniu Akademii Muzycznej w Krakowie mam możliwość  pracować w wymarzonym zawodzie. Praca z młodzieżą to jest moja wielka pasja i jak wspomniałem wcześniej, życiowe powołanie. Setki rozmów z uczniami, dobieranie repertuaru, podkładów itd… nigdy  nie kończę pracy wraz z zamknięciem sali lekcyjnej.

Masz za sobą liczne występy, także te medialne, ogólnopolskie.

– Udało mi się przejść eliminacje „Szansy na Sukces” i wygrać ten program. Brałem udział  w finale w Sali Kongresowej. Udało mi się wystąpić w programie Zbigniewa Wodeckiego „Droga do Gwiazd”, gdzie bliżej poznałem Pana Zbigniewa. Do dziś mam wielki szacunek do jego twórczości i z przyjemnością sięgam po jego utwory. Brałem udział w programach jako młody chłopak, pełen nadziei, z oczekiwaniami na sukcesy. Dziś z perspektywy czasu wiem, że samo zwycięstwo w programie jeszcze o niczym nie świadczy, liczy się również trochę szczęścia i oczywiście chęć spędzenia reszty życia na walizkach.

Niemniej poznałeś świat muzyczny od różnych stron.

Tak, dziś jestem bogatszy o tę wiedzę, którą staram się przekazywać moim uczniom. Bardzo dużo dla mnie znaczyło pojawienie się w składzie Iwo Dixie Jazz Band. Do współpracy zaprosił mnie Pan Jerzy Czechowski, któremu jestem wdzięczny za zaufanie do mojej osoby. To był dla mnie ogromy krok do przodu, miałem możliwość pracować ze świetnymi muzykami i poznawać tajniki zupełnie nowego dla mnie stylu muzycznego.

Nie skupiłeś się jednak na występach, a na uczeniu innych?

– Lubię występować na scenie, i jak dla każdego muzyka scena jest dla mnie drugim domem,  ale nie ukrywam, że uwielbiam uczyć. Niektóre osoby dziwiły się dlaczego występuję na scenie z moimi uczniami, często tak robiłem pracując w szkole muzycznej. Uważam , że to pomaga uczniowi w przełamywaniu strachu, czuje się bezpieczniej mając przy sobie swojego nauczyciela, który przynajmniej na początku pomoże mu przełamać strach przed sceną, występami. Uczeń nie czuje się sam.

W jaki sposób sukcesy w programach telewizyjnych wpłynęły na Twoją karierę i pracę z uczniami?

– Ten pierwszy występ w „Szansie na sukces” jeszcze niewiele zmienił, byłem młodym 20 letnim chłopakiem. O wiele więcej  dało mi poznanie Zbigniewa Wodeckiego w „Drodze do Gwiazd”. Ilekroć spotykaliśmy się w późniejszym czasie, zawsze rozmawialiśmy i on motywował mnie do pracy. Największy wpływ na obecną pracę mieli moi profesorowie od emisji głosu – Profesor Semen Shkurhan i Arsen Shkurhan. Wszelkie umiejętności pracy emisyjnej, dydaktycznej przejąłem od nich, poświęcali mi czas i przekazywali bezcenną wiedzę.

Zamierzasz wrócić do telewizji?

Nie wiem, być może… Dużo osób mnie namawia, ale obecnie  nie mam takich planów. Teraz przygotowuję wokalnie swoich uczniów i chciałbym aby oni próbowali swoich sił, są młodzi i rozwojowi. Na co dzień z moim przyjacielem Maćkiem Zborowskim tworzymy autorskie utwory i nagrywamy je w studio. Mamy niemal gotowy materiał i planujemy wydać swój album. Wiem, że świat show biznesu nie jest taki, jak go widzimy w telewizji. Tam naprawdę musisz mieć twardy charakter, być odporny na krytykę, liczyć się z konkurencją, nie zawsze zdrową, nie zawsze masz możliwość być sobą lecz tym, kim Cię wykreują producenci. Zresztą w operze też profesorowie przestrzegali nas, że trzeba się rozpychać łokciami i czasami jest przykro, gdy śpiewasz lepiej, a ktoś inny dostaje rolę.
Obecnie robię to, co lubię. Od sześciu lat mam swoje Studio Muzyczne, w którym przygotowujemy młodych adeptów sztuki wokalnej i nie tylko. Również kształcimy instrumentalistów. To, że pozostałem w Krośnie to moja świadoma, przemyślana decyzja. Ja odnalazłem swoje miejsce na Ziemi. W moim rodzinnym mieście czuję się dobrze i to taka moja lokalna, mała Ojczyzna. Ogromne nadzieje muzyczne pokładam w moim synu, który już rozpoczął naukę gry na pianinie, prowadzę chór Trinitas, nagrywam w studio, organizuję koncerty moich uczniów więc na brak zajęć nie narzekam, czuję się spełniony, ale na telewizję nie zamykam się.

Rozumiem, ze uczniów przestrzegasz przed tym, co widziałeś „od środka”?

– Tak, staram się ich uświadamiać na co powinni się przygotować. Mój profesor na Akademii Muzycznej, który przygotowywał mnie i wokalnie i pedagogicznie, sam mi mówił: „im lepiej będziesz śpiewał, tym mniej będziesz mieć przyjaciół”. Tak to wygląda w show biznesie.

Bezlitosna konkurencja.

– Tak…ale nie jest aż tak źle. Są też piękne strony tego zawodu, chociażby owacje publiczności, kwiaty i szczere komplementy. Ogromna radość, że możesz podzielić się swoja pasją z innymi, że masz grono swoich wiernych fanów.

 Jak wygląda Twoja działalność w czasie pandemii?

– Uczymy zdalnie, ale powoli będziemy starali się wrócić do stacjonarnego nauczania, ponieważ tylko praca w bezpośrednim kontakcie z pedagogiem przynosi pełnię sukcesów. U nas w Studio  mamy pracę indywidualną, nigdy nie mieliśmy „zajęć grupowych”, ponieważ stawiamy na indywidualne podejście do każdego ucznia. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to staramy się ściśle przestrzegać reżimu sanitarnego.

Twoi uczniowie też odnoszą sukcesy?

– Tak, odnosiliśmy wiele sukcesów. Świadczyć mogą o tym dyplomy. W zeszłym roku szkolnym zgromadziliśmy ich ponad 130. Ponadto ogromnym sukcesem jest fakt, że wszyscy, którzy zdawali na wydział wokalny dostali się. Przeszli przez gęste sito egzaminacyjne, a chciałbym nadmienić, że tam nie ma przypadkowych ludzi, wszyscy są przygotowani. Niestety miejsc jest bardzo mało, tym bardziej cieszą te sukcesy. Nie byłoby tych sukcesów gdyby nie ścisła współpraca z moim Profesorem Arsenem Shkurhanem, który od kilku lat mieszka w pobliży Krosna. Razem staramy się szlifować diamenty, które miejmy nadzieję wkrótce będą błyszczeć na scenach operowych.
Chciałbym też doczekać się uczestnika „ The Voice of Kids” spośród moich wokalistów a może The voice od Poland. Czas pokaże…

Z Krzysztofem Zajdlem rozmawiał Piotr Dymiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content